
Rynki paliwowe reagują nerwowo na wstrzymanie eksportu rosyjskiej ropy przez Kazachstan oraz nowe ograniczenia w portach nad Morzem Czarnym. Ceny ropy rosną, a polscy kierowcy mogą odczuć to na stacjach. W tle geopolityczne napięcia, nowe sankcje i niepewność co do przyszłości dostaw z regionów kluczowych dla globalnego bilansu energetycznego.
Tankowce zablokowane, rynek zareagował
Nowe przepisy zablokowały dostęp zagranicznych tankowców do portów rosyjskich i tureckich, co doprowadziło do czasowego wstrzymania eksportu przez Konsorcjum Rurociągów Kaspijskich. Ograniczenia uderzyły w transport ropy z Kazachstanu, który w przeważającej części przebiega przez rosyjski terminal w Jużnej Ozierejewce. Problem dotyczy również dostaw z portu w Noworosyjsku i azerskiej ropy z terminala BTC w Ceyhanie.
Skala zakłóceń nie jest marginalna. Według agencji Reuters, zablokowany wolumen może odpowiadać za ponad 2 proc. światowych dostaw ropy. W dodatku część infrastruktury należy do amerykańskich gigantów – Chevrona i ExxonMobil – co tylko zaostrza polityczne napięcia w relacjach Zachód–Rosja. Nowe regulacje podpisane przez Władimira Putina wymagają teraz zgody FSB na każde zawinięcie zagranicznego statku do rosyjskiego portu. To biurokratyczna blokada o strategicznych skutkach.
Brent drożeje, kierowcy poczują to w portfelu
Ceny ropy Brent wzrosły o 0,5 proc. i wynoszą obecnie 69,38 dol. za baryłkę. Choć umocnienie złotego do dolara (3,62 zł) może w krótkim czasie nieco złagodzić podwyżki, polscy kierowcy nie mają powodów do optymizmu. Rynek już wycenia ryzyko dostaw, a każda kolejna informacja z regionu Morza Czarnego może tylko zwiększyć presję.
Wzrosty notowań wspiera także optymizm związany z negocjacjami handlowymi pomiędzy USA a UE. Po zawarciu porozumienia celnego z Japonią, administracja USA naciska na podobne ustalenia z Europą, domagając się m.in. lepszego traktowania własnych gigantów technologicznych. Na razie inwestorzy kupują w przekonaniu, że uda się uniknąć wojny celnej.
Spadają zapasy w USA. Ropa znów zyskuje
Z amerykańskiego rynku napływają kolejne dane wspierające wzrost cen. Departament Energii poinformował o spadku zapasów ropy o 3,2 mln baryłek — dwa razy więcej niż zakładali analitycy. To dodatkowy sygnał, że podaż się kurczy, a rynek powoli traci bufor bezpieczeństwa.
Z jednej strony mamy więc techniczne zatory i regulacje geopolityczne, z drugiej – realny spadek dostępności surowca. Wszystko to razem sprawia, że ropa WTI prawdopodobnie nie spadnie poniżej 60 dolarów za baryłkę, a w najbliższych tygodniach może jeszcze drożeć. Dla kierowców oznacza to jedno: czas taniego tankowania znów się kończy.